Wspomnienia o bł. Bolesławie
Wspomnienia s. Angeli Natalii STAŃCZAK
Matka Założycielka była wysoka, dość tęga, trzymająca się prosto mimo podeszłego wieku. Chód miała sprężysty, postać majestatyczną. Twarz owalną, o dużym otwartym czole, zdobiły oczy rozumne, pełne wyrazu. Przebijała przez nie dusza o silnej woli i wielkim harcie ducha. Była pełna energii, nie zrażała się trudnościami. Zawsze czynna, pomysłowa. Spotkałam ją po raz pierwszy w klasztorze w Ratowie 20 stycznia 1931 roku, kiedy jako kandydatka zgłosiłam się na służbę Bożą. Odtąd przez dwa i pół roku miałam szczęście mieszkać razem z Matką Założycielką i korzystać z jej nauk i konferencji.
Codziennie podczas nowicjatu chodziłyśmy do jej pokoju, gdzie urabiała nasze dusze przez piękne, głębokie słowa. Wymowę miała płynną, styl zwięzły, bogaty w treść. Ulubionym Jej tematem było życie Najświętszej Rodziny. Miałyśmy na tym najdoskonalszym wzorze kształtować nasze życie.
Choć była wymagająca i stanowcza miała jednak dużo miłości dla swoich córek duchowych, zwłaszcza dla chorych. Ja sama również doświadczyłam dobroci Jej serca. W czasie nauki w Pedagogium zachorowałam poważnie, tak że musiałam przerwać dalsze studia. Gdy się o tym dowiedziała, poleciła mi przyjechać z Wilna do Białegostoku, gdzie otoczyła mnie prawdziwie macierzyńską opieką. Kiedyś, pamiętam, wysłała mnie wraz z inną siostrą (Sylwią Dynewską) do lasu, żebyśmy odpoczęły i odetchnęły świeżym powietrzem. Sama również przygotowała nam kanapki.
Posiadała zmysł i zdolności artystyczne. Ubierała ołtarze na Boże Ciało, dekorowała Grób Pański, urządzała przedstawienia amatorskie, będąc czasem ich autorką.
Największą Jej zasługą dla Kościoła było nowe Zgromadzenie dla Kościoła, a jednocześnie owocem jej starań, trosk i wysiłków.
S. Angela Stańczak Suchowola, 18.XI.1967 roku.
Wspomnienia s. Cecylii CHORZEWSKIEJ
M. Bolesława Lament była osobą o nieprzeciętnych zdolnościach. Jej osobowość dla niewtajemniczonych była źle komentowana. Kto Ją bliżej poznał, pokochał Ją, a słowa Jej głęboko zapadały w serce.
Sylwetka raczej surowa, ale oczy głęboko myślące. Często można było spotkać na rozmowie z Bogiem. Czasem kogoś upominała i badawczo obserwowała, jak zareaguje dana osoba. Wówczas wydawała sąd o powołaniu tej osoby. Mówiła często: „Tylko ochotnego dawcę Bóg miłuje”. Wątpiła w wytrwanie w powołaniu osób smutnych. Była spostrzegawcza i interesowała się każdą dziedziną życia. Charakter silny, stanowczy. Co raz postanowiła, nie łatwo zmieniała. Szczególnie podkreślała posłuszeństwo i to bezwzględne.
Zależało Jej bardzo na rozwoju Zgromadzenia. W tym celu wysyłała Siostry na studia średnie i wyższe. Organizowała pogadanki na temat misji. Zapraszała Siostry z placówek misyjnych do domu nowicjatu, by młode Siostry zapoznawały się z misyjną pracą. Zapraszała prelegentów, by Siostry mogły pogłębiać wiedzę religijną i więcej ukochać swój cel.
Sama nie zdradzała się z cnotą. Zauważyć można było wówczas, gdy wygłaszała konferencję lub prowadziła odnowienie miesięczne. Książka wówczas spoczywała zamknięta, a słowa płynęły spokojnie z serca do serca. Pragnęła, by Zgromadzenie odznaczało się duchem modlitwy, ofiary i posłuszeństwa.
Przechodziła „ciemną noc”, jak wszyscy miłośnicy Boga. Wyszła z niej zwycięsko, składając w ofierze swe długie cierpienia za Zgromadzenie i schizmę wschodnią.
S. Cecylia Chorzewska Łódź, 23.VII.1967 roku.
Wspomnienia s. Lucyny Wincenty KURATCZYK
Poznałam Matkę Założycielkę w 1937 roku w Białymstoku. Pod Jej okiem odbywałam postulat. Była przełożoną w Białymstoku przy ul. Stołecznej. Spotykałam się z Matką kilka razy dziennie. Zlecała mi często prace do wykonania. Przyjmowała sama też moje prace. Od pierwszej chwili zdawało mi się, że to osoba o wyglądzie zewnętrznym bardzo surowym. W rzeczywistości było inaczej. Była to osoba bardzo energiczna i dobra. Miała wszelkie zalety. Pełna inicjatywy i życia. Nigdy nie zastałam Matki bezczynnej. Wciąż pracowała. Szybko decydowała. Stanowcza, zdecydowana i wymagająca karności zakonnej. W swoich konferencjach wygłaszanych do Sióstr wciąż podkreślała karność zakonną, śluby: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Miała już słuch przytępiony. Dlatego wymagała głośnej rozmowy. Załatwiała sprawy wszelkie szybko, energicznie. Wszystko cokolwiek czyniła – podkreślała chwałę Bożą. Była apostołką nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego. Intronizowała wszystkie domy zakonne Najświętszemu Sercu Bożemu, jak również polecała przeprowadzać siostrom intronizacje w rodzinach. Modliła się bardzo długo. Polecała modlitwę siostrom. Mówiła często, że „zakonnica bez modlitwy to tak jak żołnierz bez broni”. Ceniła bardzo ubóstwo i wielki nacisk kładła na przestrzeganie go. Wymagała posłuszeństwa od sióstr i sama je zachowywała. (…) Odwiedzałyśmy Mateczkę, gdy była złożona niemocą. Mieszkałam wówczas na ul. Sitarskiej 25. Mniej mogłam się widywać z Mateczką. W chorobie zachowywała pogodę.
S. Lucyna Wincenta Kuratczyk Mława. 9.XII.1967 r.
Wspomnniennia S. Aleksandry WÓJCIK
Po raz pierwszy spotkałam się z M. Bolesławą Lament w Piątnicy w 1926 roku, gdy wstąpiłam do Zgromadzenia. Warunki bytowe były tam bardzo ciężkie. Trwanie w powołaniu zawdzięczam M. Bolesławie Lament. Ona w konferencjach ukazywała mi piękno życia oddanego Bogu i wartość ponoszonej ofiary. Jechałam do klasztoru a znalazłam się w koszarach. Siostry spały na pryczach. Trzy miesiące przebywałam w tych warunkach. Później z Matką Założycielką pojechałyśmy do klasztoru w Ratowie, który był wówczas bardzo zniszczony i wymagał remontu. Matka Bolesława Lament bardzo mi się podobała. Tak wyobrażałam sobie ideał zakonnicy. Słowa Jej głęboko zapadały mi w duszę. Tym właśnie żyłam. Mimo ciężkich warunków w Ratowie było nas dziesięć postulantek.
Pod kierunkiem M. Bolesławy Lament odprawiałam w styczniu przed obłóczynami ośmiodniowe rekolekcje. Przez 5 dni Matka Bolesława sama głosiła do nas konferencje. Bardzo z nich korzystałam. Wprowadziła nas w modlitewne skupienie.
Przez 10 lat byłam w jednym klasztorze i pracowałam z Matką Założycielką. Moje kontakty były z Nią bliskie i częste, bo pełniłam funkcję ekonomki domowej.
Gdy przyjechałam w roku 1936 do Suchowoli utrzymywałam częste kontakty z Matką Założycielką. Ona również przyjeżdżała do nas, do Suchowoli i spędzała u nas wakacje.
Rodzicami Matki Bolesławy byli Marcin i Łucja z domu Cyganowska. Ojciec był rzemieślnikiem. Bolesława miała żywy temperament. Pobierała nauki w Łowiczu. Uczyła się bardzo dobrze. Była stanowcza i obowiązkowa. Ukończyła państwowe gimnazjum w Łowiczu. Była wzorem doskonałej zakonnicy. Kochała ubóstwo i praktykowała je. Nic prawie nie miała do własnego użytku.
Nie widziałam u Matki Założycielki wad ani nic złego. Nieraz robiła nam uwagi, ale robiła to w dobrej intencji. Miała dobre serce. Posiadała umiejętność dostosowania się do każdej chwili i Jej nauki nic nie straciły z aktualności. Chętnie rozmawiała z każdą Siostrą. Była gorliwa, pobożna, czuwała, żeby wszystkie ćwiczenia duchowe były odprawione. Przewyższała innych ludzi głęboką wiarą, męstwem i wytrwałością. Mimo wielkich trudności i przeciwności wytrwale dążyła do realizacji swego celu – pracy nad powrotem odłączonych braci. Rozwijała swoją działalność apostolską: w Rosji, Finlandii, Polsce i Estonii.
Piastowała przez 30 lat urząd przełożonej generalnej, a później od roku 1935 pełniła obowiązki przełożonej domowej domu w Białymstoku. Charakterystycznym rysem jej działalności był wielki zapał apostolski, towarzyszący jej do późnej starości, wytrwałość w pracy dla Boga z całkowitym zapomnieniem o sobie.
Ostatnie chwile życia i zgon:
Była bardzo spokojna i zgodzona z Wolą Bożą. Nigdy nie narzekała, wszystko przyjmowała z ręki Bożej. Lekarzy w chorobie słuchała i stosowała się do ich zleceń. Miała chore nerki, serce i paraliż prawej strony ciała. Ta ostatnia choroba trwała 5 lat i była spowodowana miażdżycą. Była przytomna i pogodna do ostatniej chwili życia. Śmierć miała lekką i była na nią przygotowana. Była bardzo cierpliwa w cierpieniu. Nigdy się nie skarżyła, choć w czasie choroby odczuwała wiele braków, bo był to okres wojny i doświadczyła wielu niewygód.
Po śmierci Siostry pocięły jej cały welon, że trzeba było nałożyć drugi, gdyż uważano ją za świętą.
W ostatnich latach życia napisała Dyrektorium, w nim dała teologiczno-ascetyczną interpretację Konstytucji. Matka Bolesława stale modliła się. W wypełnianiu obowiązków była sumienna i wytrwała. Świeciła wszystkim dobrym przykładem życia oddanego Bogu i posłudze bliźnim. Jej dobroć była nieraz wzruszająca. Mimo rozlicznych prac i obowiązków odpowiedzialnych, jak kierownictwo całego Zgromadzenia, Matka Bolesława znalazła czas, by sama osobiście przygotować nam posiłki, byśmy nie były głodne. Czyniła to w wypadkach, gdy byłyśmy bardzo zajęte.
Odznaczała się wielką miłości Kościoła i Ojca Świętego. Ofiarowywała często w intencji Ojca Świętego i Kościoła swoje modlitwy i cierpienia. Miłość tę wpajała także Siostrom. Dużo czyniła, by inni poznali zasady wiary katolickiej. W tym celu zakładała szkoły, otwierała pracownie krawieckie, przedszkola i internaty, aby w nich uczyć prawd wiary świętej i wychowywać w duchu Ewangelii nowe pokolenia. Zakładała również w tym celu i popierała organizacje katolickie, jak: Krucjata Eucharystyczna, Straż Honorowa Najświętszego Serca Jezusowego i Żywy Różaniec.
Modliła się bardzo pobożnie. Stale się modliła. Miała dar modlitwy, była zjednoczona z Bogiem. Znosiła cierpliwie prześladowanie. Znam kilka wypadków, kiedy musiała wiele niesprawiedliwości i przykrości znosić. Matka Bolesława znosiła prześladowania i przykrości ze spokojem.
Miała wielkie nabożeństwo do Chrystusa Ukrzyżowanego, do Najświętszego Sakramentu i Serca Pana Jezusa. Szerzyła też kult Chrystusa Króla uświetniając te uroczystości specjalnymi dekoracjami w kościele i oratorium. Kochała również Matkę Bożą – zalecała naśladowanie Jej cnót i czciła Ją szczególnie w tajemnicy Niepokalanego Serca. Miłość do Matki Bożej objawiała szczególniejszym do Niej nabożeństwem, czytaniem o Niej książek, nowennami i specjalnymi dekoracjami na Jej święta.
Św. Józefa czciła jako patrona Zgromadzenia i członka Świętej Rodziny, i zalecała Siostrom nabożeństwo ku jego czci. Prócz tego czciła jeszcze Świętych Pańskich, św. Stanisława Kostkę, św. Teresę od Dzieciątka Jezus, św. Małgorzatę Marię, św. Marię Magdalenę, św. Antoniego i św. Andrzeja Bobolę zalecając nowenny przed ich uroczystościami. Ja byłam zbudowana z tego. Te nabożeństwa umacniały Ją w trudnościach życia, w trwaniu przy Bogu w ogromnych trudach i prześladowaniu.
Całe życie poświęciła dla ożywienia wiary u dzieci i młodzieży, a u Sióstr podtrzymywała ducha wiary przez piękne konferencje. Bardzo ceniła liturgię świętą i brała w niej żywy udział. Miała serce oderwane od rzeczy doczesnych i używała ich tylko z konieczności. Skierowywała wszystko do Boga. Nastawiona była zawsze na Boga i Jego sprawy. Robiła z siebie ofiarę, całe swoje życie ofiarowała Bogu, była konsekwentna w dążeniu do obranego celu. Tylko w Bogu ufność pokładała w trudnych przedsięwzięciach zarówno w Rosji jak i w Polsce, a spotykały Ją wielkie trudności i przeciwności. Mówiła nam o tym, gdy zachęcała nas do ofiary, że czeka nas wieczna nagroda i Chrystus Oblubieniec. Z wielkim zapałem mówiła o Bogu i niebie.
Modliła się w każdych trudnościach – to tylko Ją umacniało na trudnej drodze życia. Zdana była całkowicie na Opatrzność Bożą. Z biednymi kazała dzielić się ostatnim kawałkiem chleba – co miała – tym się dzieliła – nikomu nie pozwoliła odejść bez wsparcia. Zgodzona z Wolą Bożą przygotowywała się na spotkanie z Bogiem w wieczności.
Matka Bolesława nie dbała o zaszczyty. Zrzekła się sama stanowiska przełożonej generalnej Zgromadzenia, chociaż sama była Założycielką i pracowała nadal w trudnych warunkach. Oddana była nadal sprawie Kościoła i Zgromadzenia całą duszą. Przed samą śmiercią jeszcze przysłała do nas jasełka, które sama ułożyła, żeby je wystawić na scenę i w taki sposób szerzyć chwałę Bożą. Była ogromnie oddana i życzliwa dla wszystkich. Trwała w trudnościach z wielką cierpliwością, nie opuszczała rąk w pracy do ostatniej chwili życia.
Ja osobiście uciekam się często w swoich trudnościach do Matki Bolesławy Lament i doznaję za Jej przyczyną pomocy. Cierpię na kataraktę obu oczu, przez dłuższy czas leczyłam się u prof. Dymitrowskiej w Białymstoku, ponieważ choroba posuwała się, więc lekarz zalecił operację i nie zapisał mi już lekarstwa. Ja się obawiałam poddać się operacji i od dwóch lat się nie leczę, ale mimo to widzę i czytam. Przypisuję to wstawiennictwu Matki Założycielki, bo o to bardzo Ją prosiłam, bym mogła widzieć.
S. Aleksandra Wójcik Suchowola, dnia 7 września 1971 roku.
Wspomnienia Ks. Mariana JACEWICZA
Ś. P. Matkę Lament poznałem późno; już była sparaliżowana, kiedy we wrześniu 1939 roku zetknąłem się z Nią w domu Sióstr Świętej Rodziny, na ul. Stołecznej w Białymstoku.
Ja neoprezbiter obrządku bizant.-pław., zostałem zaskoczony wojną w rodzinnej parafii św. Rocha w Białymstoku, bez przydziału do pracy kapłańskiej, bez środków materialnych. A od razu nałożono mi podatku 5000 rb. rocznie. Matka przygarnęła samorzutnie mnie i kolegę, też „wschodniaka”, ks. Stanisława Krawczyka, pod skrzydła swojej opieki. Odprawialiśmy Msze święte w obrządku wschodnim codziennie przez półtora roku w kaplicy Sióstr na Stołecznej, a Ona na każdej pobożnie z łóżka asystowała i często komunikowała się pod dwiema postaciami.
1) Miała obrządkową szerokość myśli iście katolicką.
2) Doceniała piękno obrządku wschodniego.
3) Marzyła o stworzeniu gałęzi wschodniej Zgromadzenia do pracy w Rosji.
4) Typowała zawsze Siostry, które by tej pracy apostolskiej się oddawały.
5) Spowiadałem Ją nieraz i byłem zbudowany Jej poddaniem się Woli Bożej co do choroby i Jej delikatności sumienia, najlżejszą winę opłakując jak największe nieszczęście.
6) W pobożności swej bardzo trzeźwa.
7) Zapowiedziała mi, żebym się nie bał, bo wojna mnie nie uśmierci i 30 lat kapłaństwa to dożyję z pewnością – z tego już 28 minęło.
W sierpniu 1941 roku wyjechałem z Białegostoku, ale od czasu do czasu bywałem już z łacińską Mszą świętą u Sióstr i w latach następnych. I miałem tę pociechę, że ostatniej w Jej życiu Komunii świętej udzieliłem Jej w przeddzień Jej śmierci akurat. Byłem też na Jej pogrzebie przez J. E. Ks. abp Jałbrzykowskiego odprawionym w kościele św. Rocha w Białymstoku i co roku w dzień Jej imienin (że i moje są tegoż dnia) 19.VIII – odprawiam za Nią, jak i za siebie Mszę świętą jak za kogoś bliskiego aż dotąd.
Oby mogła stanąć w rzędzie świętych polskich. Jest tego godna z pewnością.
Ks. Marian Jacewicz Kapłan obrządku wschodniego Białystok, 19.IX.1967 roku.
Wspomniwnia Józefy WASILEWSKIEJ
W roku 1910 po raz pierwszy spotkałam Bolesławę Lament, gdy się zgłosiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej w Petersburgu. Pamiętam, że pani Lament uczyła nas robót ręcznych. Wiedziałam, że była siostrą zakonną, ale chodziła ubrana po świecku. Prócz tego była wychowawczynią. Samo założenie i praca w takim gimnazjum w środowisku czysto rosyjskim i prawosławnym było apostolstwem, bo wychowywały uczennice na dobre katoliczki i Polki. Charakterystycznym rysem Jej działalności było katolickie wychowanie młodzieży. W gimnazjum czułyśmy się dobrze. Atmosfera katolicka i polska, chociaż język polski był tylko jako przedmiot dodatkowy. Nauczycielkami były przeważnie Polki. Często odbywałyśmy spowiedź i często urządzano rekolekcje w sali ogólnej szkoły. Księża byli to dobrzy kaznodzieje, np. ks. Szwejnic. Ukończyłam gimnazjum w 1917 roku. Po wybuchu rewolucji kontakt z moimi wychowawczyniami został zerwany.
Józefa Wasilewska Białystok, 7. IV.1972 roku.
Wspomnienia Felicji SYLWANOWICZ
Miałam 10 lat, kiedy wstąpiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej. Tam też od razu zetknęłam się z Matką Bolesławą Lament. Byłam przychodzącą uczennicą, nie w internacie i dlatego mało o Niej mogę powiedzieć.
Stosunek do nas, uczennic, był bardzo serdeczny, choć Matka nie brała udziału w nauczaniu nas. Dbała natomiast bardzo o nasze wychowanie etyczne i moralne. Ja osobiście dość „współpracowałam” z Matką, gdyż Matka na każde Boże Narodzenie urządzała Jasełka. Teksty do nich pisała sama. I tu wykazywała ogromną cierpliwość, ucząc nas aktorskiego kunsztu. Ja przez kilka lat grałam rolę Nowego Roku, a w innej odsłonie – błazna króla Heroda. Graliśmy przeważnie w wynajętych salach. Byłam i jestem przekonana nadal, że Matka miała wielkie zdolności aktorskie, a przy tym – jak powiedziałam już – dużo cierpliwości i stanowczości. Wszystkie uczennice miały wrażenie i często o tym między sobą rozmawiałyśmy, że Matka Lament jest bardzo wymagająca w stosunku do swoich podwładnych, to znaczy do naszych nauczycielek i wychowawczyń. Wtedy uważałyśmy to za wadę – dziś myślę inaczej. Nigdy nie zauważyłam, by Matka specjalnie namawiała, czy zachęcała którąś z nas do życia zakonnego. Może inaczej było w internacie – nie wiem. Niejedna z nas stała się lepsza pod wpływem Matki Lament – to pewne. Nawet wtedy, widząc wszystko oczami dziecka, zauważyłyśmy sprawę, że wychowuje nas silna indywidualność, o nieprzeciętnym umyśle i gorącym sercu.
Felicja Sylwanowicz Maj, 1972 roku.
Wspomnienia S. Anny Marii CZERNIŁOWSKIEJ-SOKÓŁ
W czym przejawiał się duch misyjny Matki Założycielki Bolesławy Lament?
Duch ten przejawiał się już w samym przyjeździe jej do obcego sobie kraju, by pracować nad podniesieniem wiary świętej i rozszerzaniem jej wśród ludności znajdującej się w trudnych pod tym względem warunkach. Jej duch misyjny przejawiał się przede wszystkim w prawdziwie ekumenicznym nastawieniu się w czasach nie mających pojęcia o takich czysto chrześcijańskich stosunkach do wszystkich ludzi bez różnicy wyznawanej wiary, narodowości i światopoglądu.
Matka Założycielka posiadała ponadto wrodzony dar od Boga – zjednywania ludzi i kierowania nimi. Jej znajomość z kilku członkami z kleru prawosławnego, a także młodymi studentkami pragnącymi wspólnie pracować dla dobra i zjednoczenia Kościoła. Przychodzili do Niej duchowni nawróceni z prawosławia: Zierczaninow – duchowny prawosławny i Dejbner wschodniego obrządku, a także Egzarcha obrządku wschodniego Leonid Fiedorow. W kościele katolickim odprawiali Msze święte i udzielali Siostrom Komunię świętą pod dwiema postaciami. Podczas rewolucji rosyjskiej w Petersburgu i później Matka Założycielka pomagała im materialnie. W Petersburgu praca charytatywna i wychowawcza wśród dzieci i młodzieży przeważnie klasy robotniczej była prowadzona przez nasze Zgromadzenie.
Po rewolucji rosyjskiej Zgromadzenie musiało przenieść się do Polski, gdzie pracowało głównie na Kresach. Warunki życiowe były wówczas bardzo trudne. Matka Założycielka sama brała udział w urządzaniu placówek pracy misyjnej. Miała serce gorące, współczujące każdej biedzie ludzkiej, nie patrząc na narodowość ani na światopogląd tych, którym spieszyła z pomocą. Miała charakter wytrwały, silną wolę, nie zrażała się trudnościami ani przeszkodami ze strony ludzi niechętnych i nie rozumiejących Jej misyjnego ducha, który uważała za ducha i wolę Bożą, i wytrwale dążyła do jej wypełnienia.
S. Anna Maria Czerniłowska – Sokół
Legionowo koło Warszawy, 27 II 1967 r.